A ostatnio odkrywam taką refleksję, że im bardziej potrafi mamić, tym lepszym jest pisarzem! - kiedy przeczytałam, że Heinrich Böll jest katolikiem, to parsknęłam śmiechem, bo dawno nie czytałam nic tak prawdziwie ukazującego wszystkie niecne cechy katolików.
Böll - noblista, niemiecki pisarz, rozliczający nieco społeczność niemiecką z wojennych zbrodni. Zetknęłam się ze "Zwierzeniami klowna" i wiedziałam tylko tyle, że pozycja znajduje się w kategorii: "ludobójstwo". Okazało się, że o ludobójstwie jest bardzo niebezpośrednio, więcej o miłości, pasji i zatraceniu się.
Główny bohater - Hans Schier. Zdecydowanie mnie urzekł. Bo jest trochę taki jak ja i zarazem trochę taki, jaka nie chcę być. Jest trochę taki, jacy ludzie nie powinni być, bo się wykończą na tym świecie. Bo szukanie autentyczności i wartości totalnych jest często męczące i niemożliwe do uzyskania. I tak się goni często za tym i później stwierdza, że tylko się zmęczyło i nie było sensu. A to przykro tak stwierdzić.
Książka napisana jest w klimacie, który czasami chyba jest rozpaczliwy, ale przez to mnie rozbawia:
Główny bohater dzwoni do klasztoru, do którego wstąpił jego brat – Leon, po przejściu na katolicyzm. Dąży do rozmowy, ponieważ pilnie potrzebuje pieniędzy i pilnie chce porozmawiać z kimś, kto być może wykaże zrozumienie dotyczące jego złamanego serca.
- Przepraszam – powiedziałem wreszcie – czy mógłbym mówić ze studentem teologii Leonem Schnierem?
- Kto mówi?
- Schnier – odparłem. Widocznie wykraczało to poza jego horyzont myślowy. Długo milczał, ja zacząłem się znów krztusić, w końcu opanowałem kaszel i powiedziałem: - Literuję: szkoła, natura, Ida, Emil, Ryszard.
- Co to znaczy? – spytał wreszcie i wydawało mi się, że w jego głosie słyszę taką samą rozpacz, jaka mnie ogarnęła. Może posadzili przy telefonie jakiegoś miłego, starego, palącego fajkę profesora. Gorączkowo wygrzebałem z pamięci kilka łacińskich słówek i powiedziałem pokornie:
- Sum frater Leonis.
Czułem się przy tym trochę nie w porządku, pomyślałem o innych ludziach, którzy może kiedyś chcieli mówić z kimś stamtąd, ale nie umieli ani słowa po łacinie.
Ku mojemu zdumieniu skrzeczący głos zachichotał teraz i powiedział:
- Frater tuus est in refectorio, na kolacji – dodał głośniej. – Panowie jedzą i podczas jedzenia nie wolno im przeszkadzać.
- Mam pilną sprawę – powiedziałem.
- Ktoś umarł? – spytał.
- Nie – odparłem. – Ale prawie umarł.
- A więc chodzi o ciężki wypadek?
- Nie – powiedziałem. - To wypadek wewnętrzny.
- Ach – jego głos zabrzmiał nieco łagodniej – w takim razie krwotok wewnętrzny.
- Nie – wyjaśniłem. – Duchowy. Sprawa czysto duchowa. Widocznie było to dla niego obce słowo, ponieważ odpowiedział lodowatym milczeniem.
- O Boże – jęknąłem – przecież człowiek składa się z ciała i duszy!
***
Stanie się on jednym z moich ulubionych cytatów, które obrazują mistrzowski poziom braku porozumienia między dwiema osobami. Kiedy ktoś do ciebie coś mówi, a ty wytrzeszczasz oczy i myślisz sobie: wow, to naprawdę tak można myśleć?
***
Zagłada, Zagłada, Zagłada.