
Literatura dotycząca Zagłady mnie zalewa.
Rozmowa z panią Alicją Gawlikowską-Świerczyńską sprawiła, że znowu zaczęłam wytrzeszczać oczy, czytając o niektórych kwestiach. Książka o prawdziwie niezłomnej kobiecie, o prawdziwie niezłomnej woli. W pewnym momencie zaczęłam myśleć, że to całe jej zaprzeczanie (...że NIE, nie ma żadnej traumy, że radzi sobie dobrze, a może i nawet lepiej) jest tylko nieco innym mechanizmem obronnym. Koniec końców - nie wiem.
Ma 93 lata, a jutro idzie znowu do przychodni, bo "pacjenci czekają". Dba o wygląd i z pełną swobodą stwierdza, że jest przekonana, że z ludźmi, którzy o wygląd nie dbają, coś musi być nie tak. Porusza często dużo kwestii, które mogą wywołać zdziwienie, ale ja jej wierzę i biorę to wszystko pod rozwagę, bo nad 93-letnim doświadczeniem bystrego umysłu NALEŻY się zastanowić, tak myślę.
Uderzyło mnie jedno: reporter w pewnym momencie nazywa obóz piekłem, a ona natychmiast się irytuje i odpowiada:
„Głupie gadanie, mnie to denerwuje. Może dla kogoś to było piekło, ale nie dla mnie. A kto wie, czym jest piekło i czy w ogóle istnieje? Nigdy nie używałam takich górnolotnych określeń”
Któreś z tych bystrzejszych neuronów natychmiast przywiodły mi na myśl „Los utracony” Imre Kertesza (iii to tak uderzająco przywiodły, że chciało mi się szukać tego cytatu!), kiedy główny bohater (również zagadnięty o to przez dziennikarza) w podobny sposób wypowiada się o jego pojęciu piekła:
„Czyż nie jako piekło – spytał – wyobrażamy sobie obóz koncentracyjny? – a ja mu na to, zakreślając przy tym obcasem kilka kółek w kurzu, że piekło każdy może sobie wyobrażać na swój sposób i jeśli o mnie chodzi, to potrafię sobie wyobrazić tylko obóz koncentracyjny, bo obóz trochę znam, piekła natomiast nie.”
I tak sobie myślę, że pojęć Zagłady nigdy nie uda się włożyć do szufladek, choć czasami wydaje nam się to wszystko takie oczywiste, takie czarne. A później nagle znajdujesz Gawlikowską-Świerczyńską i ona mówi, że to był tylko taki czas, ciężki czas pracy i był też śmiech i w ogóle, i w ogóle.