
Podoba mi się tytuł. Książki powinny mieć długie tytuły.
Jestem prawie pewna, że przeczytałam gdzieś, że to „powieść młodzieżowa”, ale teraz nie mogę znaleźć tego stwierdzenia powtórnie i już chyba sama nie wiem.
Jak napisali z tyłu: „słodko-gorzka, melancholijna opowieść o głębokiej przyjaźni, skomplikowanej rywalizacji między siostrami i zmaganiach z nieuleczalną chorobą” – właściwie prawda.
Napisali też, że: „narracja Brunt przypomina odsłonięty nerw pulsujący w agonalnych drgawkach” – albo źle sobie to wyobrażam, albo to akurat zdecydowanie nieprawda (bo wszystko brzmi bardziej jak ta „powieść młodzieżowa” jednak).
Mam wrażenie, że mało tam się dzieje, ale… Jeśli z przyjemnością czytało mi się 400 stron, na których mało się dzieje, to znaczy, że narracja – ze swoimi wszystkimi ozdobnikami i dygresjami – daje radę.
Szkoda tylko, że w większość trudno było mi uwierzyć – nie wzruszało, nie było mi bliskie. Ale może to po prostu niewłaściwy moment albo niewłaściwa ja.
*****
Wracam tutaj!
Wracam do słów, pisania i książek.
Empik stworzył listę 100 lektur, które trzeba znać – spodobała mi się i zawstydziła, także dużo czytania. Będzie prześwietnie.