Buszujący w zbożu - Jerome David Salinger

Jeśli miałabym wymienić książkę w kategorii:

 

Książka, Do Której Milion Razy Ktoś Gdzieś Nawiązywał a Ja Nie Wiedziałam o Co Chodzi

 

- to wymieniłabym "Buszującego w zbożu".

 

O tej książce mówili w szkole (jakby znajdowała się tuż obok kanonu lektur obowiązkowych, ale nie na tyle blisko, żeby ją do niego dołączyć), mówili we filmach, mówili w towarzystwie. Co prawda - bardzo ogólnikowo, jak to się zwykle mówi o książkach, które "wszyscy znają".

 

Więc sięgam sobie po "Buszującego" pierwszy raz w życiu.

 

Pierwsze, co myślę, to: "Bąbel i Syfon na tropie", jakieś młodociane, szkolne towarzystwo. Za chwilę okazuje się, że narrator momentami brzmi jak gombrowiczowy Józio, choć waham się, czy więcej w nim Józia, czy Forresta Gumpa. Chyba Forresta. Ale tego, który mimochodem wyrzuca z siebie prawdy o życiu. Albo właściwie najwięcej jest Silnego, Masłowskiej.

 

Do 3/4 zastanawiałam się o czym jest ta książka. Kolejna książka z rzędu, którą czytam z przyjemnością, jednocześnie zastanawiając się, o czym właściwie jest, usilnie doszukując się jakiejś struktury.  

 

... To nie wada. Tak chyba już mam.

 

Książka okazuje się być chyba o

 

młodości,

o niechęci do konwenansów

o pułapce zmarnowania się

o bezmyślnej dorosłości.

 

Czyli, tak jakby, powinna być w kanonie.

 

Garść cytatów:

 

W głupocie swojej z początku uważałem ją za inteligentną dziewczynę. A to dlatego, że była oblatana w sprawach teatru, literatury i innych takich rzeczach. Trzeba sporo czasu, nim się człowiek połapie, czy to głupia, czy też bardzo mądra osoba, jeżeli dużo umie gadać na te tematy. Ja w każdym razie potrzebowałem paru lat, żeby się skapować w przypadku Sally. Myślę, że byłbym odkrył prawdę znacznie wcześniej, gdybyśmy się mniej całowali.

 

I jeszcze jeden, na który czekałam usilnie podczas lektury, bo znałam go wcześniej. Znalazłam go.. w ostatniej linijce.

 

Dziwna rzecz. Lepiej nigdy nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.