
Kiedy myślę o fabule tej książki, cały czas przed oczami mam soczyście zieloną łąkę, na której skraju znajduje się ostry klif z rozbijającym się o niego morzem u dołu. Jest jeszcze mała chatka/barak, mały ogródek i kilkanaście białych owieczek. I to wszystko.
I owce rozmawiają: czasami do złudzenia przypominają ludzi, ale narrator nieustannie przypomina, że ludźmi nie są, zaznaczając skrupulatnie, w którym momencie zaczynają żuć trawę (moje ulubione fragmenty).
Jest intryga i moje osobiste upodobanie - przecudownie przerysowane postacie. Owce nazywają księdza Bogiem, bo często słyszały, że to słowo pojawiało się w jego pobliżu. Często informują czytelnika, czym pachnie (bądź cuchnie) pojawiająca się na scenie postać, bo mają o wiele wrażliwsze (od nas) nosy. Całość tworzy zabawną opowieść z poważniejszymi rzeczami w tle.
***
Wczesnymi rankami pachnie jesienią.
Inna część miasta; wróciłam na stare miejsca; w nowym domu wciąż czuję się jak na wakacjach. Tęsknię do tego, co zostawiłam. To drugie najgorsze uczucie, zaraz po dojmującym żalu.