Uwielbiam czytać fantastykę, ale już od kilku lat ciągnie się za mną ten sam problem - nie mam ochoty odkrywać nowych światów. Jezusmaria - ile można! - Śródziemie, Świat Dysku, Xanth, Camonia, Westeros...

 

Niechęć przełamałam podstępem.

 

Nigdy nie grałam w Warcraft. Zaczęłam niewinnie grać w pewną karciankę, nie wiedząc nawet, że z Warcraftem ma cokolwiek wspólnego. Żonglowałam swawolnie kartami z postaciami gry i bawiłam się przy tym bardzo dobrze, bo to ładne, bo to takie kolorowe.

 

Króla Lisza zatem już znałam, kiedy książka wpadła mi w ręce (książka napisana na podstawie gry komputerowej - bezcenne + znak czasów, zawsze wywołuje to mój uśmiech). I strasznie się cieszę, bo w przeciwnym razie bym po nią nie sięgnęła, a zabawa jest niezła. Czyta się przyjemnie, jest ciekawie, momentami ładnie - zamknięcie całości w oprawie ze snu jest bardzo fajne.

No, ale najpierw trzeba zagrać w Heartstone.

Później można czytać i wykrzykiwać: "oo! to Jaina Proudmoore!", "oo! jest też Uther!"

 

 

 

 (tak poza tym, myślę jeszcze, że Ludzie Czytający Książki, takich książek nie czytają. Myślę tak, bo na biblionetce moja ocena jest pierwszą oceną pozycji - wow!)