
Wracam do szkoły na praktyki, grzecznie przybieram gębę ucznia i jakoś wcale mi to nie przeszkadza. Siadam na hospitacjach z jakąś uczennicą i myślę tylko o tym, jak wiele godzin spędziłyśmy w ten sposób z M., jak wiele razy wyzywała mnie, że za głośno piszę, albo że za bardzo trzęsę ławką. Naprawdę wiele przyjemnych i kolorowych wspomnień.
Chyba każdy człowiek czuje podskórnie, że z wyrazami typu: „zaczęło” jest jakiś problem. Ja już wiem jaki – dzisiaj pewna uczennica uświadomiła mi, w jaki sposób (bezsprzecznie!) powinno się go pisać:
ZACZĘŁŁO.
I wszystko jakoś nagle nabiera nieoczywistego sensu, prawda?
Ja dziwnie odetchnęłam...
Bill Bryson Krótka historia prawie wszystkiego.
Jeszcze nie skończyłam, pewnie jeszcze przez pewien czas nie skończę. Trzeba zostawić chwilę, aby przetrawić, wrócić, zapamiętać. Pierwsze rozdziały sprawiają, że mózg topnieje. Przynajmniej mój. Naprawdę, nie mogłam się podnieść – ktoś pomoże człowiekowi wyobrazić sobie, jak NAPRAWDĘ daleko jest od nas do Słońca i jednocześnie sprawia, że w głowie czytelnika pojawia się galareta. No, i chce się iść patrzeć tylko w niebo i tego typu rzeczy.